piątek, 3 listopada 2017

Rozdział 2

//Zmianom uległa całkowicie scena spotkania z Chrisem, jak i te następne w mniejszym lub większym stopniu.//   

"Ryzyko bierze się z nieświadomości swoich poczynań."
~Warren Buffett



   Mówi się, że wiedza to klucz do potęgi. Ra's również był tego zdania, Od samego początku wpajał mi, że zdobycie informacji o przeciwniku daje niebywale dużą przewagę, która może przesądzić o wyniku walki. Jak widać tą lekcje dość dobrze przyswoiłam, skoro zamiast wylegiwać się w łóżku, postanowiłam jako Sayuri włamać się do Carmine'a. Kto by pomyślał, że ten starzec będzie miał tyle przydatnych danych na swoim komputerze. Co prawda słyszałam, że kiedyś był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w tym przeklętym mieście, dlatego uznałam, że warto sprawdzić czy czegoś nie wie, z pewnością jednak nie sądziłam, że będzie tego miał aż tyle. Jak widać pomimo upływu lat wciąż posiadał parę asów w rękawie. Są tu haki na prawie każdego kto mógłby się przydać. Od skorumpowanych gliniarzy i urzędników, do pospolitych gangsterów, przez przemytników broni.
   Uśmiechnęłam się widząc, że kopiowanie prawie się skończyło. Poszło łatwiej niż myślałam. Przemknięcie się obok strażników i wyłączenie monitoringu było banalnie proste. Tak samo jak dostanie się do biura oraz złamanie haseł w komputerze. Może nie jest to najbardziej satysfakcjonująca misja, ale nie zamierzam narzekać. Z pewnością wymyślę coś czym będę mogła zająć wolny czas.
   Wystarczy tylko poczekać, aż kopiowanie plików się skończy. A przynajmniej wystarczyłoby, gdyby ktoś nie pociągnął za klamkę od drzwi biura. Zerknęłam w tamtym kierunku. Pojedyncze szarpnięcie po chwili powtórzyło się kilkakrotnie, symbolizując zdenerwowanie typa, który próbował się tu dostać. Fuks, że pomyślałam o zamknięciu ich na klucz. Ignorując niezadowolony głos dochodzący z korytarza i parę innych które mu odpowiadały, wróciłam wzrokiem do ekranu. Jeszcze tylko chwila. Paręnaście sekund. Mocne uderzenie w drzwi, wywołało u mnie zwątpienie czy na pewno mam ich aż tyle. Drewno z którego są wykonane, raczej długo nie wytrzyma prób wyważenia. Normalnie walka nie stanowiłaby problemu. Teraz jednak muszę się liczyć z poważnie ograniczoną ilością broni, jak i możliwością przypadkowego zwrócenia na siebie uwagi pewnego problematycznego osobnika. To akurat nie jest mi potrzebne. Przynajmniej na razie. Walka w takim wypadku nie kwalifikuję się do najlepszych rozwiązań. Kto by pomyślał, że odejście od Ligi sprawi, że naglę zacznę kierować się rozsądkiem. Skupiłam się na komputerze, starając się być gotową na jak najszybsze wyjście. Przy pierwszym mocnym uderzeniu drzwi się wygięły, a na ekranie wreszcie pojawiła się informacja o zakończonym pobieraniu. Przy drugim puścił pierwszy z zawiasów, a ja pośpiesznie wyciągnęłam swojego pendrive'a. Trzecie uderzenie było tym, które skutecznie wyważyło drzwi wpuszczając do środka ochroniarzy Carmine'a. Na ich nieszczęście jedyne co zastali to otwarte okno.
   Uśmiechnęłam się zerkając w dół. Podciągniecie na gzymsie i wspięcie na dach okazało się idealnym planem ewakuacyjnym. Obserwowałam jak jeden z uzbrojonych mężczyzn wychyla się zza okna rozglądając na boki. Nie przyszło mu jednak do głowy by spojrzeć do góry. Falcone powinien zacząć zatrudniać lepiej wyszkolonych pachołków. Upewniłam się, że pendrive jest dobrze schowany w jednej z kieszeni mojego paska, po czym ruszyłam w dalszą drogę, kompletnie ignorując nagle pojawiający się na niebie symbol w kształcie nietoperza. 


*************


  Mieszkając w Gotham łatwo przyzwyczaić się do deszczu. Bez przeszkód wpasowuje się w ponurą architekturę przedmieść i slumsów. Gorzej z bogato urządzonym centrum. Tam sprawia on wrażenie wyjętego z kadru. Zupełnie niepotrzebnego, kompletnie przeszkadzającego. Choć z drugiej strony pewnie mieszkańcy miasta już dawno się do niego przyzwyczaili. Z resztą prognozy mówią o rozpogodzeniu, więc może nie jest aż tak źle jak może się wydawać. Tyle razy podróżowałam z Ra's, że powinnam już przyzwyczaić się do nagłych zmian klimatu, jednak nie jest tajemnicą, że o wiele bardziej wolę słoneczną atmosferę. To po co tu w ogóle przyleciałaś? Chciałabym znać odpowiedź na to pytanie. Może najzwyczajniej w świecie uznałam, że tutaj nie będę się nudzić. Dodatkowo fakt, że jest to jedno z nielicznych miejsc, w których nie ma ukrytych oddziałów Ligi Zabójców również był dość kuszący. Co prawa pewnie nieliczni agenci wciąż tu są, nadzorując sytuację miasta i obserwując poczynania Mrocznego Rycerza. Nie mniej od sprawy z drugim Robinem, Ra's poprzysiągł sobie nie mieszać się w sprawy Gotham. Przynajmniej póki nie będzie to konieczne. Cokolwiek przez to rozumie.
   Zerknęłam przez okno obserwując ulice pogrążone w deszczu. Przez około godzinę miałam szczerą nadzieję, że się rozpogodzi, nie mniej wciąż się na to nie zanosi. W tym czasie zdążyłam przynajmniej tu trochę ogarnąć, choć nie było tego zbyt wiele. Przejechałam wzrokiem po niewielkim salonie, ironicznie się uśmiechając. Kilka szantaży, małe zastraszenie - tyle wystarczyło by w pełni legalnie przejąć ten "miły", dwupiętrowy domek leżący w Alei Zbrodni. Jedna z najbardziej ciekawych dzielnic jakie udało mi się na szybkiego znaleźć. Trzeba przyznać, że nie trafiłam najgorzej. Fundamenty były stabilne, ściany oraz sufit nie przeciekały, i chociaż większość mebli była do wymiany, a co droższe wyposażenie dawno wykradziono, to było tu dość przydatnych rzeczy bym i na to nie narzekała. Chociaż wygodniejsze łóżko z pewnością byłoby mile widziane. Tym jednak zajmę się później. Na razie mam ważniejsze sprawy do roboty.
   Założyłam kurtkę, wrzucając do kieszeni najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam, zarzucając na głowę kaptur. Muszę odwiedzić starego kumpla.


*************

      Gdy drzwi mieszkania w końcu się otworzyły, mimowolnie uśmiechnęłam się do szatyna, którego piwne oczy dokładnie mi się przyglądały. Z rozczochranymi włosami, ubrany w dresowe spodnie wyglądał jakby dopiero wstał. Mój wzrok trochę dłużej zatrzymał się na jego tatuażu, przedstawiającym czarnego kruka, którego szpony zaciskały się tarczy zegara. Gdy znów spojrzałam w jego oczy, mężczyzna uśmiechnął się ironicznie, jakby nie wierzył w to co widzi.
-Wpuścisz mnie do środka czy wolisz rozmawiać na klatce schodowej? - spytałam przechylając delikatnie głowę. Chłopak odsunął się nieznacznie, bez słownie mnie wpuszczając. 
-Miło znów cię widzieć Sayuri. Czym to zawdzięczam sobie twoją wizytę?-Jego głos zdawał się być przesiąknięty sarkazmem. Jakby powtarzał kwestię, której już dawno się wyuczył. Nie czekając na odpowiedź przeszedł do salonu, ruchem dłoni pokazując mi na fotel. 
-Muszę mieć powód by cię odwiedzić Chris? Przypomniałam sobie, że Lucas kiedyś wspominał, że osiedliłeś się w Gotham. Postanowiłam wykorzystać okazję, na odświeżenie dawnej znajomości- mówiłam siadając na czarnej kanapie, która dzieliła swą barwę z innymi meblami w tym pomieszczeniu, którego ściany były sterylnie białe. Szatyn jedynie spojrzał na mnie jakbym opowiedziała kiepski żart, na co westchnęłam. Spotkałam go wcześniej z jakieś cztery może pięć razy. W tym raz wyświadczając mu dość sporą przysługę. Z chęcią poprosiłabym o jej spłatę, gdybym wcześniej tego nie zrobiła. To zdecydowanie Lucas bardziej się z nim zadawał. Choć Chris nie należał do Ligi Zabójców, to czasem się przydawał do zdobycia informacji. Z resztą nie tylko nich. Lightning powtarzał, że nie ma rzeczy, której szatyn nie byłby w stanie załatwić. 
-Oczywiście. Nie ma z tym nic wspólnego fakt, ze odeszłaś z Ligi Zabójców i zapewne zaczynasz odczuwać tego negatywne konsekwencje, takie jak mniejszy asortyment broni- powiedział ironicznie, po czym westchnął widząc moje pytające spojrzenie.- Plotki szybko się roznoszą. Lucas zadzwonił dzień po twoim odejściu. Najwidoczniej za dobrze cię zna. Nie rozumiem tylko dlaczego pozwolił ci na tak głupie zachowanie. Z Ligi się nie odchodzi.-Brzmiał poważnie, a jego wzrok był niemal karcący. Zaśmiałam się na myśl, że Lucas martwił się na tyle, by dzwonić do Chrisa. Słodkie.
-A co Ra's miałby zrobić? Kazać mnie zabić? Nie bądź śmieszny. Niepotrzebnie straciłby ludzi. Z resztą jak widać  mam się świetnie. Najwidoczniej można odejść z Ligi zachowując przy tym głowę. Wystarczy być odpowiednio przekonywującym.
-Skoro tak sądzisz-powiedział, dając jasno do zrozumienia, że nie daje wiary moim słowom. Wzruszyłam na to ramionami, wyjmując mały pendrive i podając go chłopakowi.
-Jest na nim zapisana lista rzeczy, które mogą mi się przydać. Jeszcze nie zaznajomiłam się z tym miastem na tyle, by wiedzieć gdzie najłatwiej zdobyć broń. Znajdziesz tam też numer i wszelkie potrzebne dane konta ze środkami, które możesz wykorzystać. Nie wahaj się doliczyć sobie za fatygę- mówiłam starając się brzmieć i wyglądać jak najbardziej poważnie. Chłopak jedynie się uśmiechnął.
-Mogę spytać skąd masz te pieniądze? Nie chcę być wścibski, ale wolę wiedzieć w co możesz mnie przypadkiem wpakować- mówił odkładając przedmiot na stolik. Uśmiechnęłam się widząc jego podejrzliwość. Ostatnio poszło jakoś łatwiej.
-Możliwe, że pożyczyłam je od takiego jednego gostka z Gotham. Nazywa się chyba Carmine Falcone czy jakoś tak.  Ma kilka kont, więc utrata pieniędzy z jednego z nich, nie powinna go zaboleć-odpowiedziałam lekceważąco, obserwując jak szatyn kręci głową z powątpiewaniem.
-Jesteś niemożliwa. Okradłaś byłego króla przestępczego Gotham i masz czelność to lekceważyć. To nie jest dobry pomysł, by robić sobie wrogów. Zwłaszcza gdy nie jest to potrzebne.
-Przecież mnie nie widział. Z resztą po co miałabym się nim martwić? Nie stanowi dla mnie żadnego zagrożenia.- Po tych słowach zapadła zupełna cisza. Chris przyglądał mi się jakby analizował każdy możliwy scenariusz. W końcu uśmiechnął się triumfalnie.
-Nich ci będzie, ale nic za darmo. Możliwe, że mam dla ciebie idealną robotę.-Gdy to mówił przez chwilę się zawahałam, zastanawiając się czy opłaca mi się w to mieszać. W końcu znalezienie broni nie powinno być takie trudne, zwłaszcza w Gotham. Z drugiej strony wątpię by kunai były obecnie popularne na czarnym rynku, a pomoc Chrisa z pewnością wiele ułatwi. Jego spojrzenie nie wróżyło jednak nic dobrego. Odruchowo przejechałam dłonią po ciemnoczerwonym paśmie moich włosów, znajdującym się z boku, po prawej stronie głowy. Jakby nie patrzeć, nie mam nic do stracenia.
-I tak nie mam nic do roboty. Mam nadzieję, że to będzie coś ciekawego - powiedziałam uśmiechając się cwaniacko i pozwalając mu objaśnić o co tak właściwie chodzi.


*************

  
   Chris był dość zdawkowy w udzieleniu mi jakiś informacji. Powiedział tylko, że wyświadcza komuś przysługę i w sumie nie ma sensu bym się w to zagłębiała. Wspomniał też coś o tym, że nawinęłam mu się w odpowiednim momencie, wiele ułatwiając. Jasno też określił cel tego zadania, zaznaczając, jak małe znaczenie ma, co stanie się z osobami postronnymi. Dał mi w tej kwestii całkowitą dowolność poczynań. Uśmiechnęłam się rozglądając po średniej wielkości laboratorium, które było urządzone w jakimś starym magazynie. Kilka słabych żarówek, rzucało swój migotliwy blask na ciemne ściany i standardowe, laboratoryjne wyposażenie oraz martwe ciała pracujących tu naukowców i oprychów, którzy mieli ich zapewne pilnować. Jedni mieli podcięte gardła, inni przebite klatki piersiowe, a reszta skończyła w bardziej okrutnych okolicznościach. To niesamowite co może przypadkiem wpaść w ręce. Nie wdawałam się w szczegóły na tyle by wiedzieć, kto zapragnął zrobić sobie tutaj to pseudo-laboratorium. Nie obchodziło mnie też zbytnio to co tu badali.
   Podeszłam do jednej z licznych szafek. Gdy tylko otworzyłam jej szklane drzwi, owiało mnie zimne powietrze wydobywające się z jej wnętrza. Chwilę mi zajęło nim w gąszczu probówek, znalazłam te, których wytyczne wcześniej dał mi Chris. Łącznie dziesięć sztuk. Podniosłam jedno z naczyń przyglądając się jasnopomarańczowej substancji znajdującej się w środku. Zagryzłam dolną wargę, zastanawiając się czy nie warto by zachować jednej dla siebie. Na wszelki wypadek. Tylko po to by potem sprawdzić, co tak właściwie kradnę i po co komukolwiek miałoby na tym zależeć. Końcem końców jednak schowałam wszystkie do wcześniej przygotowanej srebrnej walizki, posiadające przystosowane komory. Zatrzasnęłam ją z zamiarem wyjścia, gdy do moich uszu dotarł ledwo słyszalny jęk.
- Po-pożałujesz... - Chrapliwy głos skutecznie przyciągnął moją uwagę. Łysawy typ leżał pod jedną ze ścian. Miał kunai wbite w brzuch. Musiałam chybić na tyle, by ostrze ominęło ważne organy. Uśmiechnęłam się drwiąco. Gdyby grzecznie milczał, miałby szansę przeżyć. Zawsze ktoś mógł go znaleźć na czas i udzielić pomocy nim ten idiota, by się wykrwawił. W obecnej sytuacji nie zostaje mi  jednak nic innego, jak dokończyć to co zaczęłam. Mężczyzna gdy tylko zauważył, że się zbliżam, próbował wyciągnąć pistolet, ale szybko okazało się, że magazynek  jest pusty. Omal się nie roześmiałam. Pomyśleć, że ludzie dziwią się mojej niechęci do tego rodzaju broni. Przecież jest tak cholernie zawodna. Nim typ zdążył zareagować w jakiś inny sposób, zacisnęłam dłoń na jego szyi, podciągając jegomościa na wysokość mojej twarzy. Gdy tylko próbował się wyrwać, wzmocniłam uścisk ograniczając mu dostęp do powietrza. Pomału zaczynał wyglądać jak ryba wyrzucona na brzeg. Czasem super siła się przydawała. Uśmiechnęłam się wrednie, wyszarpując kunai z jego ciała, a następnie wbijając je prosto w serce. Dokładnie obserwowałam jak jego źrenice gwałtownie się zwężają, a płuca w końcu zaprzestają prób zaczerpnięcie tlenu. Uwolniłam go ze swojego uścisku, pozwalając by ciało bezwładnie osunęło się na podłogę.
- I po co było się odzywać? - mruknęłam starając się choć trochę wytrzeć krew z bluzki. Ku mojemu rozczarowaniu jedynie bardziej ją roztarłam. Bez większych ceregieli wzięłam walizkę i wyszłam z tego przeklętego laboratorium.
    Oddalając się na bezpieczną odległość, wyjęłam mały detonator wciskając odpowiedni guzik. Po chwili przestrzeń wypełnił potężny huk, a budynek, z którego wyszłam spowił ogień. Jego pomarańczowa łuna rozświetliła nieznacznie okolice. Rozejrzałam się dookoła Zniszczone już laboratorium, mieściło się na niezłym odludziu. Poza pustostanami i starymi magazynami nic tu nie było. Nigdzie w okolicy też nie zauważyłam nikogo, kto mógłby sprawić jakikolwiek problem. Zerknęłam na nocne niebo zasnute chmurami, które groziło deszczową aurą. Mój wzrok w końcu spoczął na motocyklu. Czarna maszyna stała pod jednym z budynków, cierpliwie czekając na mój powrót. Nim jednak zdołałam się do niego zbliżyć, usłyszałam za sobą cichy świst przecinanego powietrza. W błyskawicznym tempie odwróciłam się, wyjmując błyskawicznie kunai, którym odbiłam nadlatujący pocisk. Dopiero po chwili usłyszałam ciche pikanie z miejsca gdzie się ostatecznie wbił. Ledwo zdążyłam na niego spojrzeć, zauważając, że tym czyś był batarang, nim urządzenie eksplodowało. Ułamek sekundy. Tyle wystarczyło bym zdążyła odskoczyć, a i tak poczułam siłę wybuchu, który omal nie zwalił mnie z nóg.
-Będziesz potrzebował czegoś lepszego gacku - mruknęłam do siebie, prostując się i spoglądając w stronę, z której nadleciała broń nietoperza. Mroczny Rycerz stał na dachu pobliskiego magazynu, dokładnie mi się przyglądając. Kto by pomyślał, że akurat dzisiaj postanowi się tu pojawić. Zacisnęłam dłoń, w której trzymałam walizkę. Nawet gdyby którykolwiek z tych podrzędnych naukowców zdążył zaalarmować policję, w co wątpię, to i tak nie powinien przybyć tu tak szybko.
- Mogłeś zwrócić moją uwagę w inny sposób. Wiesz o tym, prawda? Zwykłe "cześć" w zupełności, by wystarczyło - powiedziałam w jego kierunku, nie kryjąc swojego dobrego humoru. Tyle o nim słyszałam, że z przyjemnością sprawdzę, czy chociaż część tych plotek jest prawdziwa. Nie spuszczając z niego wzroku cofnęłam się do swojego motocykla, kładąc na nim walizkę.
- Daje ci tylko jedną szansę by się poddać i oddać to co ukradłaś. - Jego ponury głos rozbił się echem po przestrzeni. Trzeba mu było przyznać, że potrafi zrobić dobre wrażenie.
- To słodkie z twojej strony, ale chyba odmówię - odpowiedziałam z uśmiechem rzucając w jego kierunku parę wybuchowych kulek, jednocześnie trochę się zbliżając  w kierunku zabudowań. Ładunki trafiając w budynek tuż pod nogami nietoperza, zmusiły go do szybkiej ewakuacji.  Używając liny zeskoczył na dół, stając naprzeciw mnie. Dało mi to dostatecznie dużo czasu, bym zdołała określić stan mojego wyposażenia. Zostało mi jedynie parę ostrzy kunai i sześć shurikenów. Dłuższa walka nie ma sensu, tak samo jak zabijanie gacka. Gotham bez niego byłoby zdecydowanie zbyt nudne. Prychnęłam. Tak bardzo żałuję, że nie mogę się z nim zabawić na poważnie, ale dopóki Chris nie załatwi mi tej dostawy muszę choć trochę odpuścić.
   Przez głowę przemknęło mi, że dziś mogłabym zachować się rozsądnie i po prostu zniknąć. Jednak zamiast ruszać w kierunku motocykla, zaczęłam biec w stronę Batmana, bezceremonialnie go atakując. Walcząc w zwarciu nie dawałam mu szansy na wyjęcie jednego z licznych gadżetów, sama ograniczając się w użyciu siły. Z trudem musiałam przyznać, że Mroczny Rycerz był całkiem dobry. Nawet bardzo dobry. Utrzymanie jakiejkolwiek kontroli nad walką stawało się z każdym ciosem coraz cięższe. Obserwowałam ruch jego ciała, skupiając się na każdym z mięśni, starając się jednocześnie przewidzieć posunięcia nietoperza. Kopnęłam go z półobrotu, jednak mężczyzna zdołał złapać mnie za kostkę, gwałtownie odpychając przez co straciłam równowagę. Parę sekund wystarczyło mu na wymierzenie kolejnego ciosu, którego uniknęłam w ostatniej chwili. Zamachnęłam się prawym sierpowym. Zabrakło cala, bym roztrzaskała mu czaszkę. Batmanowi natomiast udało się chwycić moją rękę w nadgarstku, następnie przerzucając mną ponad własnym ramieniem. Wbrew jego oczekiwaniom wylądowałam na własnych nogach, błyskawicznie odnajdując się w sytuacji. Nim w jakikolwiek sposób zareagował chwyciłam za jego pelerynę ciągnąc w swoim kierunku. Błyskawicznym, celnym kopniakiem trafiłam go w brzuch, lekko odpychając.
- Te pelerynki to trochę dziecinada, nie sądzisz? - powiedziałam, podczas kolejnej wymiany uderzeń. Nie miałam nawet czasu na niedziwienie się brakiem odpowiedzi, zbyt pochłonięta unikaniem ciosów. Wyciągnęłam jedno z kunai, zamachując się nim. Zdołałam jedynie zarysować pancerz mężczyzny, który w porę odskoczył. Bez namysłu spróbowałam zaatakować jeszcze raz, lecz z marnym skutkiem. Za każdym razem unikał trafienia, a im częściej to robił tym bardziej mnie to drażniło. Możliwość, że mogłabym z nim przegrać sprawiała, że nagle zapominałam o treningu, który przeszłam, a jedyne co stawało się ważne to kolejny atak. "Twoja pochopność cię kiedyś zgubi." To zabawne, że nawet teraz przywodzą mi na myśl słowa Ra's al Ghula.
   Nawet gdy w końcu rzuciłam ostrzem, udało mi się wyłącznie delikatnie zadrasnąć policzek nietoperza. Batman otarł cienką strużkę krwi, nawet na moment nie tracąc czujności. Jest szybszy niż myślałam. Ja natomiast pomału już zaczynałam łapać zadyszkę. Walka z przestępcami przed starciem z Batmanem to zdecydowanie nie był dobry pomysł. Nie to żeby tych kilku gangsterów stanowiło jakiekolwiek wyzwanie, najwidoczniej po prostu za dużo energii zmarnowałam na zabawę z nimi.
   Chwila mojego rozkojarzenia wystarczyła gackowi na ponowienie ataku. W ostatniej chwili osłoniłam się rękami przed batrangami, które wbiły się w moją skórę. Przeklęłam siarczyście, wyrywając je i odrzucając. Cofnęłam się przed jego sierpowym, następnie kontratakując. Starałam się uderzeniami wymusić na nim cofnięcie, co było wyjątkowo trudne, biorąc pod uwagę jak dobrze udawało mu się parować moje ciosy. Dodatkowym utrudnieniem były wciąż niezagojone rany na ramionach. Odpowiednia kombinacja ruchów Batmana sprawiła, że musiałam odskoczyć unikając trafienia kolejną rzutką. Szybko wyciągnęłam shurikeny, rzucając nimi w Mrocznego Rycerza i z niemałym zawodem obserwując jak im umyka. Nietoperz nie marnując czasu zaczął rzucać mi pod nogi wybuchowe batrangi. Ilekroć odsunęłam się na tyle, by uniknąć eksplozji, kolejne ładunki znów lądowały u moich stóp. Ku mojemu zdziwieniu ostatni, zamiast postąpić jak poprzednicy, najzwyczajniej w świecie wypuścił z siebie ciemną chmarę dymu. Nim zdołałam jakkolwiek zareagować usłyszałam szelest, a już po chwili wokół mnie obwiązała się cienka linka, dokładnie unieruchamiając mi ręce i zwalając z nóg. Najmniejszy ruch sprawiał, że lina zaciskała się coraz mocniej. Na razie chyba muszę zrezygnować z jej rozerwania. Westchnęłam, siadając po turecku na chłodnej ziemi. Dym pomału się ulatniał, odsłaniając sylwetkę Batmana. Ta zabawa przestaje mi się podobać. Przynajmniej już wiem czego mogę się po nim spodziewać następnym razem.
- Te gadżety są wkurzające. O wiele bardziej wolę staroświeckie walki na pięści - powiedziałam lekceważąco, gdy Mroczny Rycerz stanął przede mną, dając mi okazję bym mu się uważniej przyjrzała. Uśmiechnęłam się, nie kryjąc rozbawienia. - Zapewne powinnam czuć powagę sytuacji w jakiej się znalazłam, ale kiedy widzę te nietoperze uszka, ledwo powstrzymuję się od śmiechu. Ci wariaci w Gotham naprawdę aż tak się ciebie boją? - mówiłam, starając się wplątać go w jakąkolwiek rozmowę, która dałaby mi czas na wymyślenie jakiegoś planu działania. Choć jakby się zastanowić, to już chyba troszeczkę na to za późno.
- Co robisz w Gotham? - Stanowczy głos mężczyzny dał mi jasno do zrozumienia, że nie jest on skory do wdawania się w miłe pogawędki.
- Tak obecnie to jestem trochę uwiązana. - Moja odpowiedź mu się chyba nie za bardzo spodobała. Przez chwilę milczał, zapewne zastanawiając się na ile może sobie pozwolić. Słyszałam o jego sposobie przesłuchań, ale też o moralności poglądów. Wątpię by pobicie nastolatki uznał za najwyższą konieczność. Z drugiej strony na ile można być pewnym człowieka, który kłopot widzi w zabijaniu, ale pobicie kogoś do nieprzytomności traktuję jako błahostkę.
-Kto cię przysłał? - Na to pytanie, najzwyczajniej w świecie się roześmiałam, wzruszając ramionami.
-Chyba nie sądzisz, że to przesłuchanie jakkolwiek podziała? Powinieneś się bardziej postarać. Pomału zaczynam wątpić, czy kiedykolwiek to wcześniej robiłeś. Mogę dać ci kilka wskazówek-mówiłam starając się wyglądać na rozbawioną. Im bardziej mnie zlekceważy teraz, tym lepiej na tym wyjdę w przyszłości. Nagle Batman bez ostrzeżenia chwycił mnie za kołnierz skórzanej kurtki, gwałtownie podnosząc na wysokość swojej twarzy, której mięśnie przybrały dość niepokojący wyraz.
-Jeśli sądzisz, że to zabawa...-zaczął mówić ochrypniętym, groźnym głosem, jednak nie dałam mu skończyć.
-Groźby na mnie nie działają, więc się tak nie wysilaj, bo jeszcze stracisz głos-powiedziałam chłodno patrząc mu w oczy, zasłonięte maską. Mężczyzna puścił mnie, trzymając jednak w jednej z dłoni koniec liny. Jakby to mogło mnie jakkolwiek zatrzymać.
   Przez chwilę sądziłam, że Batman zada kolejne bezsensowne pytania. Wbrew moim oczekiwaniom, wyjął z paska kieszeni jakiś pilot, który, po naciśnięciu guzika z powrotem schował. Nie miałam nawet czasu zastanowić się nad działalnością owego urządzenia, gdy moje wszelkie pytania zostały rozwiane, wraz z przyjazdem batmobila. Autopilot? Uśmiechnęłam się. Pojazd prezentował się zdecydowanie lepiej od właściciela i z pewnością nie był tak komiczny, a wręcz zachęcał by wsiąść za kierownicę. Zanim jednak zdążyłam rozważyć, czy wyrwanie się i kradzież pojazdu, byłaby na miejscu, moje marzenie o prowadzeniu tego cacka zostało szybko rozwiane. Jasna błyskawica przecięła niebo trafiając prosto w batmobil, który eksplodował w dość efektowny sposób. Jedno spojrzenie w kierunku Batmana dało mi do zrozumienia, że jest dostatecznie zdezorientowany tym wydarzeniem, by spuścić gardę. Nie czekając dłużej rozerwałam więzy. Gdy w końcu mężczyzna zwrócił na mnie uwagę, było już za późno. Jeden prawy sierpowy, trochę mocniejszy niż u normalnego człowieka, sprawił, że Mroczny Rycerz poleciał kawałek dalej lądując w ścianie magazynu. Tja. Raczej powinien to przeżyć. Uśmiechnęłam się biegnąć w kierunku motocykla.
- Do następnego razu, Detektywie! - krzyknęłam nie do końca pewna, czy gacek wciąż jest przytomny. Założyłam kask ,upewniwszy się, że walizka wciąż jest na miejscu, ruszając w drogę i kątem oka obserwując błyskawice rozjaśniające niebo.



*************


   Podrzucenie Chrisowi walizki zajęło dłużej niż przypuszczałam, tak samo jak droga powrotna. Nie mniej wcale nie zdziwiłam się, gdy wchodząc do domu, zauważyłam, że drzwi były otwarte, pomimo tego, że wychodząc zamykałam je na klucz.
- Wiesz, że to już nadopiekuńczość? - spytałam uśmiechając się na widok bruneta, który aktualnie rozglądał się po skromnie urządzonym salonie. Brak stolika, stara kanapa i kilka pustych półek raczej nie były niczym, czym można się było pochwalić, ale jakoś nie przejmowałam się tym faktem. 
- Jakoś to przeżyje. Chciałem mieć pewność, że postarasz się nie wpakować w kłopoty już na samym początku. Jak widać, dobrze, że akurat miałem zadanie w okolicy - odpowiedział siadając na kanapie. - Powinnaś zrobić coś z tym wystrojem, jeśli chcesz tu zostać. To miejsce wygląda fatalnie. - Zaśmiałam się na tą uwagę. Włamuję mi się do domu i jeszcze ma czelność oceniać.
- Wybacz. Moje środki na koncie są dość niskie, zważywszy, że żadnego konta nie posiadam, a jedyne jakie zdobyłam poszło na broń. Niemniej jakoś sobie radzę, więc nie potrzebnie się tak martwisz - powiedziałam siadając obok niego. - Dzięki za pomoc. Choć nie musiałeś niszczyć batmobila. Podobał mi się.
- Och, wybacz. Próbowałem tylko uratować ci tyłek. Następnym razem będę bardziej uważał na rzeczy, które możesz chcieć ukraść. - Nic nie odpowiedziałam na jego słowa. Przez chwilę zastanawiałam się jak często będziemy się teraz widywać. Ra's raczej nie daję wolnego i nie zezwala na odwiedziny. Fakt, że Batman o mnie wie, też jakoś nie napawa mnie optymizmem.
- Trochę zawaliłam. Chyba nie do końca to wszystko przemyślałam. Z resztą nie pierwszy raz - powiedziałam, w końcu przerywając ciszę. - Po prostu czasem za bardzo daję się porwać w wir walki, ale przecież do tego byłam trenowana, prawda?
- Jak już, to do przemyślanej walki, a nie takiej w której wszystko pogrąża się w ogniu.
- "Przemyślana walka"? To wcale nie brzmi zabawnie-mruknęłam opierając głowę na jego ramieniu. - Nie namówię cię na odejście, ale obiecaj mi chociaż, że nie dasz się zabić - powiedziałam całkiem poważnie dokładnie mu się przyglądając. W półmroku ledwo dostrzegałam kolor jego tęczówek.
- Zabawne. Miałem powiedzieć coś podobnego - odpowiedział rozbawiony, po czym jego twarz przyjęła ponuro poważny wyraz. - Nie igraj za bardzo z ogniem, bo w końcu się poparzysz. Teraz gdy odeszłaś, nie będę mógł już cię ratować, gdy zajdzie taka potrzeba - mówił odwzajemniając moje spojrzenie. Uśmiechnęłam się ironicznie.
- Przecież mnie znasz. Brak kłopotów zdecydowanie by mnie zanudził. Z resztą kto powiedział, że potrzebowałam twojej pomocy? Miałam całkiem niezły plan, póki się nie zjawiłeś.
-Nie wątpię. Z pewnością przyda ci się następnym razem. Zmieniając temat. Jak się podoba życie w Gotham?- spytał lustrując mnie wzrokiem, uśmiechając się w ten charakterystyczny dla siebie sposób.
-Nie tak źle jak mogłoby się zdawać. Coś mi mówi, że najlepsza zabawa dopiero przede mną. 

poniedziałek, 23 października 2017

REMONT(Powrót do życia)

OGŁOSZENIE!
Jeśli zauważyłeś brak Rozdziału 2, nie odświeżaj strony! 
To nie jest błąd!
Rozdział ten jest obecnie poprawiany, ze względu na dalszą fabułę.
Jak wiecie minęło ponad pół roku od mojej ostatniej publikacji.
W tym czasie przemyślałam kilka spraw  i teraz gdy wracam(OFICJALNIE, OSTATECZNIE)  postanowiłam na dobry początek popoprawiać kilka szczegółów.
Nie mają one większego znaczenia(przynajmniej takiego by musieć zapoznawać się z całym rozdziałem jeszcze raz).
W większości są to drobne korekty polegające na zmianie szyku zdania, zmienieniu jakiegoś drobnego szczegółu, dodaniu czy też odjęciu jakiegoś przecinka, czy też poprawieniu literówki.
Takowej zmianie uległ już Rozdział 1. 
NAJWAŻNIEJSZE ZMIANY
W Rozdziale 1 zostało zmienione zakończenie(od powrotu Sayuri do bazy Ligi Zabójców do końca).
W rozdziale 2(przynajmniej na obecną chwilę, w razie innych zmian zostanie to skorygowane na początku rozdziału) zmieniony zostaje fragment gdy Mari spotyka się z Chrisem.
UWAGA!
Rozdział 3 pojawi się do końca miesiąca w zależności od mojego dostępu do komputera. Najpewniej w ten weekend(niedziela). W razie opóźnień wszelkie informację będą pojawiały się na moim profilu na Google+(link).

Jeśli ktokolwiek jeszcze tu zagląda, dziękuję za cierpliwość i wytrwałość oraz przepraszam za zwłokę. 
Wszelkie uwagi proszę zgłaszać w komentarzach lub na e-mail: scarlett.blog@interia.pl

Na razie to tyle.
Do zobaczenia!

Rozdział 1

Rozdział dedykowany wszystkim czytelnikom, którzy mimo mojej ciągłęj nieobecności wciąż tu zaglądają. Jestem Wam bardzo wdzięczna. Jesteście moją największą motywacją i wsparciem.
Dziękuję i życzę miłego czytania.

"Nieposłuszeństwo jest prawdziwą podstawą wolności, posłuszni muszą być niewolnicy." 
~Henry David Thoreau


Lokalizacja Nieznana, 6 lutego, 15:00

   Uśmiechnęłam się obserwując mężczyznę, którego krzyki były jedynym dźwiękiem zakłócającym ciszę. Zawieszony do góry nogami za pomocą łańcuchów łączących sufit z jego kostkami, przypominał ledwo żywą rybę, złowioną przez rybaka. Kliknęłam czerwony przycisk na małym, srebrnym pilocie, a wiązka elektryczna wręcz natychmiastowo po raz kolejny przeszyła na wskroś ciało trzydziestolatka. Kolejne sekundy przepełnione jego agonią, ustały tak samo gwałtownie jak się zaczęły. Dokładnie obserwowałam, w jak wręcz maniakalny sposób, John próbuje zaczerpnąć powietrza. Krople krwi z jego ran mieszały się z wodą, a następnie skapywały na ziemię. Trzeba przyznać, że oblanie go tym wrzątkiem było dobrym posunięciem. Nawet gdy ciecz ostygła, wciąż służy jako wzmocnienie do elektrowstrząsów. 
- B-błagam! - wychrypiał prawie łkając. - Już wszystko ci powiedziałem. Niczego nie ukrywam. - mówił, mając łzy w oczach. Podeszłam do niego, uważając by nie nadepnąć na odkrojone kawałki skóry. Kto by pomyślał, że dobrze naostrzony nóż może dać tyle frajdy? Szkoda mi tylko trochę tych środków, które zużyłam by utrzymać moją zabawkę przytomną.
- Ależ  ja ci wierzę. Co nie zmienia faktu, że powinieneś dostać nauczkę. Powiedz. Jak głupim trzeba być, by próbować zdobyć materiały do szantażowania Ligi Zabójców? - mówiłam patrząc prosto w jego brązowe oczy. - Na prawdę myślałeś, że się o tym nie dowiemy? A może byłeś tak naiwny, by uznać, że zignorujemy tą zniewagę? Narobiłeś mi wiele pracy. Och, kotku. Przez ciebie wychodzę na tą złą, a przecież ja chce tylko twojego dobra - mówiłam z przyjaznym uśmiechem. 
   Mężczyzna znów chciał coś powiedzieć, lecz nim to się stało masywne, stalowe drzwi pokoju zostały otworzone wpuszczając do środka trochę więcej światła. Zwróciłam się w kierunku osoby, która postanowiła zakłócić moją zabawę.
- Skończyłaś już? - spytał z tym swoim pewnym siebie uśmieszkiem lustrując najpierw więźnia, a następnie mnie. - Nie uważasz, że troszkę cię poniosło? Miałaś go tylko przesłuchać i dobić.- Na te słowa odwzajemniłam uśmiech bruneta.
- No racja, prawie zapomniałam- odpowiedziałam znów sięgając do pilota. Tym razem ustawiłam urządzenia na maksa, po czym je włączyłam. Prąd przeszywający ciało John'a był na tyle silny, że można go było dostrzec gołym okiem. Naprawdę nie sądziłam, że ktokolwiek może tak głośno krzyczeć i się miotać. - Teraz możemy iść - mówiąc to, po prostu upuściłam trzymany przedmiot, po czym podeszłam do chłopaka, wychodząc z pomieszczenia. Lucas jedynie westchnął z dezaprobatą zamykając za nami drzwi.
- Coś się stało? Ostatnio strasznie się na nich wyżywasz. Nie żeby to był problem, ale raz na jakiś czas mogłabyś sobie odpuścić - mówił idąc obok mnie, na co ja tylko się uśmiechnęłam. Korytarz, którym szliśmy prowadził do trzech miejsc: sal treningowych, zbrojowni oraz do schodów na wyższe piętro na którym znajdowało się biuro Ra's al Ghula. Nie trudno się domyślić, gdzie mój przyjaciel ma mnie przyprowadzić. 
- Trochę mi się nudzi, a to jedyna forma zabawy. Ostatnio prawie wcale nie dostaję misji terenowych. To zaczyna mnie irytować. Z resztą wcale nie czuję, bym przesadzała. Lepiej przejdźmy do tego czemu prowadzisz mnie do Ra's al Ghula. To brzmi o wiele bardziej interesująco - mówiąc to dokładnie obserwowałam chłopaka. Na wzmiankę o Głowie Demona natychmiastowo spoważniał. Przechyliłam lekko głowe, starając się odczytać jego emocję, jednak na moje nieszczęście chłopak od razu to zauważył.
- Nawet nie próbuj tych swoich sztuczek. Obydwoje wiemy, że na mnie to nie podziała. Poza tym, obiecałaś już tego nie robić. Czyżbym coś przegapił? - Westchnęłam na te słowa, prostując się. To prawda, że dzięki swoim mocom, nie tylko potrafię wpływać na emocję innych np. sprawiając by odczuwali ból, smutek czy gniew, ale także z łatwością mogę je odczytywać. To działa także gdy kogoś poznaję. Wystarczy chwila, bym wiedziała czy osoba jest godna zaufania czy w danej chwili kłamie. Co jest trochę ironiczne, biorąc pod uwagę moją skłonność do przeinaczania prawdy. 
- To nie moja wina, że nie umiesz kłamać. Na pierwszy rzut oka widać, że coś się kroi. Wrodzona ciekawość nakazuję mi sprawdzić o co chodzi - powiedziałam z niewinnym uśmiechem. Akurat w tym momencie doszliśmy do schodów, z których schodziło paru agentów. Nie omieszkali rzucić w naszym kierunku podejrzliwych spojrzeń, wypełnionych pustką. 
- Ta ciekawość cię kiedyś zgubi - mruknął bardziej do siebie niż do mnie. - To raczej nic poważnego. Pewnie znów chodzi o twoje nałogowe łamanie zasad. Ostatnio robisz to coraz częściej - mówił dokładnie mi się przyglądając, na co wzruszyłam ramionami. Nie będę ukrywała, że z wieloma poglądami Ra's'a się nie zgadzam. Prawda, jest taka, że gdyby nie to przeklęte przywiązanie Lucasa do Ligi Zabójców, dawno już bym odeszła. Choć z drugiej strony, nie oszukujmy się. Przynależność tu wiele ułatwia. 
   Resztę drogi do biura pokonaliśmy w milczeniu. Echo kroków stało się jedynym odgłosem przebijającym się przez ten wąski korytarz. Co jakiś czas mijaliśmy dębowe drzwi, za którymi najczęściej kryły się puste pomieszczenia wypełnione pułapkami. Jedynie jeśli wiedziało się, jak przez nie przejść, można było znaleźć różnego rodzaju artefakty czy stare księgi, dawno zapomniane przez czas. Sekret tkwi w tym, że jeśli chciało się znaleźć prawdziwe skarby, trzeba było najpierw natrafić na ukryte pomieszczenia, które najczęściej znajdowały się głęboko w podziemiu. W razie problemów zawsze można było zawalić wścibskiemu złodziejowi sufit na głowę. Czasem lepiej coś zniszczyć, niż pozwolić by trafiło w ręce wroga. Pogrążona w myślach nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się przed  drewnianymi drzwiami, na których były wyrzeźbione rozmaite wzory. Lucas otworzył je wpuszczając mnie pierwszą, po czym również wszedł do środka. Pomieszczenie było dość sporych rozmiarów. Wyglądało trochę jak jakaś sala pałacowa. Ozdobny żyrandol dostatecznie dobrze oświetlał wszystko co się tu znajdowało. Od szafek wyładowanych książkami, przez biurko stojące w rogu i długi stół przy ścianie, aż do obrazów zawieszonych na ścianach. Mój wzrok przeniósł się na szklane drzwi balkonowe, przy których stał Ra's, odwrócony do nas tyłem. Zdawał się w ogóle nie zauważać naszego przybycia. Miałam już coś powiedzieć, jednak przywódca Ligi Zabójców, akurat w tym momencie postanowił zaszczycić nas swoim spojrzeniem. Zerknęłam na Lucasa, który pokłonił się, tak jak należało zrobić. Ja jedynie wywróciłam na ten gest oczami. Ra's już raczej przyzwyczaił się do tego, że nie zamierzam mu się kłaniać. Zdawał się nawet nie zwracać na to uwagi. Dla niego to i tak nie miało większego znaczenia. Przynajmniej tak długo jak robiłam to, czego oczekiwał.
- Zdobyłaś potrzebne informację?- spytał swoim stanowczym tonem, przechodząc wzdłuż ściany, aż do biurka.
- Z łatwością. John był dość wylewny. Nawet za bardzo. Wszelkie informację zdobył od znajomego, który natknął się na Ligę podczas wojny. Jakiś najemnik, który był wtyką w wojsku. Z naciskiem na "był". Uległ wypadkowi tydzień temu, zginął w szpitalu. John natomiast swoją wiedzę przekazał dziennikarzowi Jimowi Wilhelmowi. Ten ma pojutrze opublikować to w gazetach, na wypadek gdyby Johnowi coś się stało - mówiłam spokojnie, pomijając tak nieważne szczegóły jak to, że John zdradzał żonę, podejrzewał sąsiada o handel dragami czy wciąż nie umiał się odnaleźć po przeżytej wojnie. Ten koleś naprawdę był rozmowny.  To zadziwiające ilu rzeczy można dowiedzieć się o ludziach tuż przed ich śmiercią. 
- Dobrze. Jeszcze dziś wyruszysz wraz z Lightning'iem i paroma innymi członkami. Znajdziecie tego dziennikarza i wyeliminujecie. Zero świadków. Mam nadzieję, że obejdzie się też bez zbędnych niespodzianek. 
- Oczywiście. Ze znalezieniem go nie będzie problemów. Obecnie odpoczywa w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku. Tak jak wspomniałam Smith był bardzo wylewny. Nie mniej, to chyba nie jedyny powód dla którego mnie tu wezwałeś - mówiłam pewna siebie, kładąc dłoń na biodrze. Ra's na te słowa sięgnął do biurka, by wyjąć jakąś beżową teczkę z dokumentami, którą po chwili mi podał.
- Zapoznaj się z tym w wolnej chwili, a teraz idźcie się przygotować. Im wcześniej wyruszycie tym lepiej. - Nic więcej nie mówiąc po prostu wyszliśmy. Lucas szybko zmył się, mówiąc, że musi coś zabrać z pokoju. Nie zastanawiając się nad tym udałam się do własnej sypialni. Dobrze byłoby się przebrać. Zacisnęłam mocniej dłoń na teczce, jednak nie otworzyłam jej. Wolałam zrobić to później, by mieć pewność, że nikt nie zajrzy mi przez ramię. 
   Gdy w końcu weszłam do swojego pokoju, w końcu odetchnęłam z ulgą. Teczkę zostawiłam na stoliku nocnym, a sama podeszłam do szafy wyjmując z niej swój strój, by następnie przejść do łazienki. Pierwsze co zrobiłam to podejście do lustra. Na szybki prysznic, raczej nie mam czasu. Przemyłam twarz by uciszyć resztkę emocji, które mi zostały, po czym spojrzałam w swoje odbicie. Czarne, długie włosy teraz rozpuszczone z pojedynczym, czerwonym pasemkiem umieszczonym z boku po prawej stronie, blada twarz, malinowe usta i zielone oczy, w których widać jedynie pustkę oraz kpinę zarezerwowaną dla każdego kto ośmieli się w nie spojrzeć. Lekko się uśmiechnęłam. Nic się nie zmieniło. Bez większych przemyśleń przebrałam się w swój strój Sayuri. Czarna, dopasowana bluzka na grubych ramiączkach odsłaniająca całkowicie ramiona, której górna część nad dekoltem została wykonana ze specjalnej siatki. Tego samego koloru obcisłe spodnie nie utrudniające poruszania się w ekstremalnych warunkach oraz buty bojowe sięgające prawie do kolan z metalowymi elementami przy podeszwach i zapięciach. Do tego pas z kieszonkami, w których jest pochowana najróżniejsza broń z przewagą noży kunai i shurinkenów oraz kabura na prawym udzie z dodatkowymi ostrzami. Nie zabrakło również czarnych, skórzanych rękawiczek, jak i mojej ulubionej skórzanej kurtki, której barwa przypominała swą barwą krewPoza dwoma tradycyjnymi kieszeniami, miała ona jeszcze parę wewnętrznych, które nie raz się już przydały. Zawiązałam dokładnie włosy w kucyk, zostawiając parę kosmyków z przodu twarzy. Uśmiechnęłam się, dokonując ostatniej poprawki, jaką była czerwona szminka. Wchodząc ponownie do pokoju, od razu skierowałam się po moją katanę. Podniosłam ją i automatycznie wyjęłam na chwilę z pokrowca. Czarne, niezniszczalne ostrze zrobione z meteorytu, który spadł na ziemie kilkadziesiąt wieków temu, lśniło w świetle lampy. Na szczęście się nie tępi. Mój wzrok przeniósł się na rękojeść, którą przeplata złoty, rzeźbiony smok, na szkarłatnym tle zrobionym z miękkiej tkaniny. Czasem zastanawiałam się po co te ozdóbki. Jakby nie patrzeć to broń służąca do zabijania, a nie do chwalenia się.  Westchnęłam chowając katanę do pokrowca, a następnie przewieszając ją sobie na plecy. Przyzwyczajenie. Założyłam jeszcze czerwoną maskę z delikatnymi złotymi zdobieniami, która zasłaniała jedynie oczy.  Nie przedłużając przejechałam spojrzeniem, po wszystkich rzeczach w pokoju, upewniając się, że niczego nie zapomniałam. Jak na ironię, dopiero teraz przypomniałam sobie o teczce. Mój wzrok przeniósł się na zegar, a następnie ponownie na dokumenty. Nie mam już czasu by je przejrzeć. Najwyżej zrobię to po powrocie. Załatwienie jednego dziennikarza nie może być trudne. Wyszłam zamykając za sobą porządnie drzwi. 
   Kiedy w końcu dotarłam na dach,wszyscy już czekali. Lucas wraz z paroma innymi członkami, na których nie zwróciłam większej uwagi, stali tuż koło helikoptera. Ra's zapewne nie widział powodu by się tu zjawić. Może to i dobrze. Wraz z innymi wsiadłam do maszyny, która już po chwili wystartowała. Uśmiechnęłam się na widok ośnieżonych gór. Twierdza zbudowana pomiędzy nimi, świetnie dopasowywała się do tego chłodnego klimatu. 
- Przejrzałaś teczkę? - Spokojny głos Lucasa wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się przenosząc na niego wzrok.
- Jeszcze nie. Jest tam coś czym się martwisz? - spytałam zadziornie dokładnie mu się przyglądając. Chłopak uśmiechnął się tajemniczo, ale nic nie odpowiedział. Nie za bardzo wiedziałam czy to dobry znak, czy wręcz przeciwnie. Jednak nie rozmyślałam nad tym długo. Teraz mam do wykonania misję. Nic innego nie powinno się liczyć. Z resztą czego powinnam się bać?



*************
Nowy Jork, 6 lutego, 21:38


   - Widzicie panowie? Oto życie w wielkim mieście- powiedziałam z uśmiechem stojąc na dachu jednego z wyższych wieżowców. Trzeba przyznać, że Nowy Jork nawet nocą całkiem nieźle się prezentuję.
- Znając życie szybko byś się tu zanudziła. Teraz jednak skupmy się na misji. - Jak zwykle rzeczowo i konkretnie. Najwidoczniej Lucas potrafi zabawić się tylko wtedy gdy nie musi mnie pilnować. Może zaprzeczać, ale nie mam wątpliwości po co Ra's go tu przysłał. Załatwienie jednego zwykłego typa jest dostatecznie proste bym zrobiła to sama. Reszta jest tu pewnie, by upewnić się, że nie wpadnę na jakiś "głupi" pomysł.
- Idealna noc, aby się trochę zabawić, racja? - mówiąc to, ostatni raz przyjrzałam się panującemu ruchowi na dole, po czym odwróciłam się. Bez słowa podeszłam do drzwi, które były dokładnie zamknięte. Skupiłam się i jednym mocnym uderzeniem je wyważyłam. Super siła jednak czasem się przydaję. Może, choć trudno to przyznać, nie dorównuję ona sile Supermana, to i tak się przydaję. Ruszyłam przodem. W tym budynku mieszczą się jedne z droższych apartamentów w Nowym Jorku. Trzeba przyznać, że Jim nieźle się ustawił. Niepotrzebnie mieszał się w nie swoje sprawy. Mimo wszystko zadanie wydaję się aż zanadto proste. To zdecydowanie nie jest misja na jaką liczyłam. Przejście pomiędzy piętrami było łatwe. Większość osób jest już w swoich domach, ale mimo to wątpię czy będą jakieś utrudnienia. Mieszkańcy tego miasta są już raczej przyzwyczajeni do dziwnych zachowań czy hałasów. A my akurat będziemy działaś po cichu. Jedynym problem są kamery. A raczej byłyby, gdyby Lightning się nimi nie zajął. Uśmiechnęłam się. To zdecydowanie za proste. Zwłaszcza, że dom Jima i jego rodzinki jest na jednym z wyższych pięter. Dotarcie do niego było banalne. Czy oni nie mają tu ochroniarzy? Najwidoczniej nie, a jeśli mają to zdecydowanie na nich oszczędzają. Stanęłam przy drzwiach, po czym spojrzałam na moich towarzyszy.
- Wy dwaj zajmijcie się żoną, z pewnością już wróciła z pracy, a ja nie zamierzam wysłuchiwać jej lamentów. Lightning i koleś z kataną idzie ze mną. - mówiłam dokładnie ich lustrując. Mężczyźni jedynie przytaknęli kiwnięciem głowy, po czym najzwyczajniej w świecie otworzyłam drzwi wchodząc do środka, gdzie panował lekki półmrok. Weszłam trochę głębiej. Z tego co zauważyłam to nieźle się urządzili. Z odgłosów dochodzących z kuchni i zapalonego światła, łatwo było się domyślić, że tam znajduję się żonka tego pechowca. Spojrzałam na mężczyzn, którzy mieli się jej pozbyć, po czym z resztą poszłam na górę, starając się być jak najciszej. Po latach praktyki to akurat nie było już tak trudne. Jak się okazało Jim siedział w swoim gabinecie przy biurku z nosem w papierach. Pogrążony w myślach, nawet nie zauważył kiedy weszliśmy. Lucas z agentem poszli przodem. Gdy Jim postanowił w końcu podnieś wzrok ostrze miecza znalazło się tuż przy jego szyi. Uśmiechnęłam się triumfalnie na widok jego zdezorientowania, a następnie strachu.
- K-kim...kim wy jesteście? - spytał jąkając się, co było nawet uroczę. Powoli zaczęłam do niego podchodzić.
- Masz przejebane Jim - odpowiedziałam z uśmiechem. - A konkretniej podpadłeś niewłaściwym ludziom. Było lepiej wybrać gdy zdecydowałeś się na współpracę z Johnem. Biedaczek kiepsko skończył. Na szczęście dla ciebie i twojej rodzinki postanowiłam być bardziej litościwa.-Na wzmiankę o swoich krewnych mężczyzna chciał wstać, jednak ostrze katany skutecznie mu to wyperswadowało. Usiadłam na biurku naprzeciwko niego, dając znak agentowi  by zabrał swój mieczyk. 
- Zostaw ich, oni nie mają z tym nic wspólnego - powiedział nim zdążyłam cokolwiek zrobić. Mój uśmiech mimowolnie poszerzył się. Zawszę ta sama gadka.
- Nie tak szybko Jim. Troszkę spokojniej, dobrze? Nie chciałabym by coś ci się stało. Zbyt wcześnie. Na początek grzecznie powiesz, gdzie są wszystkie materiały, które dostałeś od Johna. Zrozumiane? - mówiłam bawiąc się jego krawatem. Mężczyzna przez chwilę milczał, zaciskając dłonie w pięści. Nie potrzeba moich mocy by wiedzieć, że nie za bardzo uśmiecha mu się współpraca. Czy ten świat naprawdę jest pełen aż tak wielkich idiotów? On serio nie wie, że im dłużej zwleka tym będzie gorzej?
- Oszczędzisz ich jeśli ci powiem? - powiedział w końcu, a w jego piwnych oczach pojawiły się łzy. Położyłam mu dłoń na ramieniu, jakbym chciała go wesprzeć.
- Och. Oczywiście, że nie - mówiłam łagodnie, jak do dziecka. - Od ciebie zależy jedynie jak długo będą cierpieć. Radzę ci mnie nie denerwować i szybko powiedzieć gdzie te dokumenty. Trzeci raz, nie poproszę. - Ten bezradny wyraz jego twarzy był rozkoszny. Mężczyzna opuścił głowę.
- Za obrazem po prawej jest sejf. Kod to 6379. Błagam, oszczędźcie ich. - Ostatnie słowa mówił prawie płacząc. Ja jednak bardziej skupiłam się na Lucasie, który wziął się za otwarcie sejfu. Już po chwili wyjął z niego grube teczki, pełne jakiś papierów, które na szybkiego przejrzał, a następnie kiwnął potwierdzająco głową w moim kierunku. Kto by pomyślał, że ci kretyni zdobędą tyle informacji. Jednak to prawda, że głupi ma szczęście. Zazwyczaj. Mój przyjaciel po raz kolejny zerknął do sejfu, po czym się uśmiechnął.
- Kto by pomyślał... - mruknął do siebie wyjmując pistolet. - Nikt ci nie mówił, że trzymanie broni w domu jest niebezpieczne? - spytał Jima ze swoim chytrym uśmieszkiem, sprawdzając naboje. Po minie Lightning'a domyśliłam się, że broń jest naładowana. Chłopak podał mi ją. Powstrzymałam się od skierowania uwagi do Lucasa. Dobrze wie, że nienawidzę broni palnej. Szybka, nudna i głośna. Jeden strzał i po sprawię. Może się mylę, ale jak dla mnie jest to broń dla amatorów lub tchórzy, chcący szybko załatwić swoje porachunki. Kompletnie nie w moim stylu. Mimo to zaczęłam się nią bawić. Może powinien poznać moją litość? W końcu i tak nie ma czasu na jakieś większe zabawy.
   Jedyne co mnie powstrzymało przed podjęciem decyzji to skrzypnięcie drzwi.
- Tato? - Gdy słyszałam cichy, dziecinny głosik, odruchowo się odwróciłam, natrafiając wzrokiem na małą dziewczynkę o ślicznych blond lokach i bajecznie błękitnych oczach, kurczowo ściskającą pluszowego misia w swoich małych rączkach. - Kto to jest? - dopytała nie kryjąc swojego strachu. Uśmiechnęłam się wpadając na pomysł. Ninja z kataną przytrzymał mężczyznę gdy ten, próbował wstać. Ja w tym czasie zdjęłam jedną z rękawiczek, po czym położyłam dłoń na policzku Jima. Uspokoiłam się i skoncentrowałam. Wdech, wydech. Nachyliłam się nad nim, widząc jak jego wzrok staje się coraz bardziej nieobecny.
- Podejdź do swojej córki i powiedz jej, że jesteśmy twoimi przyjaciółmi, że wszystko będzie dobrze. Możesz ją przytulić, a potem ją zastrzel. Dobrze? - szeptałam mu do ucha, jednocześnie wciskając do dłoni odbezpieczoną broń. Odsunęłam się od mężczyzny, obserwując jak ten wstaję z fotela. Jego oczy były pozbawione wyrazu, jakby patrzyły gdzieś w nieistniejący punkt. Jedyny dowód, że był w pełni pod moją kontrolą. Wmawianie ludziom swojej woli, to przydatna umiejętność. Żeby jednak się udało muszę nawiązać fizyczny lub wzrokowy kontakt. Im ktoś ma silniejszą wolę, tym bardziej muszę się natrudzić, ale prędzej czy później i tak ulegają. Choć pewnie gdybym zostawiła go samego, wcześniej czy później doszedłby do wniosku, że zabicie córki to zły pomysł. Mogę wpłynąć na czyjś aktualny tok myśli czy uczucia, ale nie mogę sprawić by przestał myśleć lub czuć. Mimo, że wiedziałam co się dzieję, nie odwróciłam się by obserwować tą scenkę. Mój wzrok był utkwiony w widoku za oknem. Miasto nocą wygląda przepięknie.
- Tatusiu? - Jedno słowo, które wybrzmiało tuż po ucichnięciu kroków, dało mi jasno do wiadomości, że się zaczęło.
- To moi przyjaciele skarbię. Wszystko będzie dobrze. - Jego głos był bezuczuciowy, wręcz mechaniczny. Znów nastała cisza, którą przerwał pojedynczy strzał, a następnie dźwięk uderzenia o ziemię. Spojrzałam przez ramię za siebie. Dziewczynka leżała na ziemi, wciąż mając przy sobie misia. Wokół niej zaczęła powoli powstawać coraz większa kałuża krwi. Mężczyzna stał przez chwilę nad nią, po czym upuścił broń. Na początku chciał do niej podejść, ale wystarczyło by Lightning posłał w jego kierunku delikatną błyskawice, która odrzuciła Jima do tyłu, by ten upadł. Tja. Lucas nie dostał swojego pseudonimu bez powodu. Wstałam podchodząc do dziennikarza. Spojrzałam mu prosto w załzawione oczy. Tym razem chciał uciec przed moim dotykiem, ale nie dałam mu tej szansy. Złapałam go za nadgarstek. Skoncentrowałam się na jego smutku, bólu i nienawiści wyciszając je na tyle, by mógł skupić się na moich słowach.
- Mam dobre wieści. To już jest koniec. Nie masz nic do stracenia. Zabiłeś swoją córeczkę. Jak mogłeś? Twoja żona i przyjaciel przez ciebie również zginęli. I to wszystko twoja wina. W tej sytuacji zostaję tylko jedno wyjście, prawda? Zakończ swoje cierpienie. - mówiłam powoli, do każdego słowa przykładając tak samo dużą wagę. Mężczyzna znów stał się nieobecną kukiełką, która na nowo podniosła broń, oddając swój ostatni strzał. Podniosłam się dokładnie mu przyglądając.
- I to się nazywa czysta robota. Weźcie dowody i sprawdźcie czy niczego nie ukrył. Idę zobaczyć jak tam sprawy z żoneczką - powiedziałam wychodząc z pomieszczenia. Prawda jednak była taka, że nie miałam co sprawdzać. Kobieta siedziała na krześle, przy kuchennym stole z podciętymi żyłami. Wyglądało to tak jakby sama się zabiła. Śledczy pewnie ułożą historyjkę, o złym tatusiu, który zabił swoje dziecko, a następnie siebie, po tym jak zobaczył martwą żonę.  Rozejrzałam się po przytulnie wyglądającej kuchni, aż mój wzrok natrafił na talerz ciastek leżący na barku. Wzięłam jedno, biorąc od razu gryza. Chrupiące z czekoladą. Mój wzrok przeniósł się na zabójców z Ligi, którzy bacznie mnie obserwowali. Przez maski, nie mogłam dostrzec ich twarzy, ale oczy mówiły wszystko.
- No co? Nie jadłam kolacji, a jestem głodna. Sprawdźcie czy nie ma śladów i zbierajcie się. Będę na dachu - powiedziałam odwracając się. W ostatniej chwili jednak zawróciłam, zabierając talerz z czekoladowymi słodyczami. Po co mają się zmarnować? Uśmiechnęłam się biorąc kolejne ciastko. Misja oficjalnie zaliczona do udanych.


*************


Lokalizacja Nieznana, 7 marca, 00:43


   Odłożyłam kurtkę, wraz z bronią na krzesło po czym położyłam się na łóżku. Najchętniej już bym zasnęła, gdyby tak bardzo nie ciekawiła mnie zawartość teczki od Ra's al Ghula. Podniosłam ją, a następnie otworzyłam. Pierwsza strona mówiła o tym, że są to ściśle tajne informację, których pod żadnym pozorem nie wolno rozpowszechniać, chyba, że chce się stracić życie i to w dość nieprzyjemny sposób. Nie zwracając na to większej uwagi, przewinęłam kartkę. Kolejne mówiły o rzeczach, które w sumie nie powinny mnie interesować. Szczegóły misji zwiadowczej, której czas został ujęty słowem "nieokreślony". Gdzieś w północnej Ameryce. Pełna infiltracja, połączona ze zbieraniem informacji, fałszywą tożsamością, zakończona spektakularną eliminacją osób, które zostaną uznane za zbędne, czy też w przyszłości potencjalnie niebezpieczne. Lekko się skrzywiłam. Nienawidziłam takich misji. Zwłaszcza gdy rozciągały się w czasie, a w tym wypadku wszystko na to wskazywało. O ile ich zakończenie było całkiem przyjemne, przynajmniej dla mnie, o tyle one same, szybko stawały się nudne. Udawanie kogoś innego nie jest problem, gorzej gdy trzeba robić to cały czas. W dodatku te ogólniki zawarte w teczce, cholernie mnie drażniły. Jakby Ra's nie mógł choć raz być konkretny. Gdyby chociaż było w tym coś ciekawego. Im jednak głębiej się w to wczytywałam, tym bardziej uznawałam tą misję za bezsensowną. Niech wyznaczą do tego kogoś innego. Ra's od początku powinien wiedzieć, że to nie jest zadanie dla mnie. To aż się prosi o katastrofę i nieprzewidziane komplikację. Zapewne w pierwszym tygodniu zrobiłabym coś, przez co wszystko poszłoby w diabli. Zacisnęłam palce na dokumentach, delikatnie je gniotąc, po czym odłożyłam teczkę na miejsce. Tylko kompletny naiwniak uwierzyłby, że na to pójdę. Może i brakowało mi misji w ostatnim czasie, ale chodziło raczej o te terenowe, w których coś się dzieje. Żeby to chociaż była misja obejmująca zwykłe szpiegostwo połączone z kradzieżą danych lub poderżnięciem komuś gardła! W tych przynajmniej nie musiałam zgrywać naiwnej idiotki do towarzystwa. 
  Wstawałam gwałtownie, odruchowo zakładając swoją kurtkę, a następnie wychodząc z pomieszczenia. Gwałtownie zatrzymałam się po paru krokach, ledwo unikając wpadnięcia na Lucasa. Chłopak uśmiechnął się do mnie, a ja ku swojemu zaskoczeniu, mimowolnie się uspokoiłam. 
-Już przeczytałaś?- spytał, jednak nawet nie raczył poczekać na moją odpowiedź.- Szykuję się trochę rozłąki. Mam nadzieję, że dasz sobie radę bez mojego towarzystwa - dopowiedział, starając się zapewne poprawić mi humor. Dobrze wiedział, że takie misje to nie moja bajka. 
-Żartujesz sobie ze mnie? - spytałam nie kryjąc swojego oburzenia.- Ra's oszalał, jeśli sądzi, że dam się na to namówić. Przez niekreślony czas mam udawać jakąś zidiociał gosposię, jakiegoś dyplomaty, tylko po to by pilnować, żeby jego decyzję polityczne odpowiadały zamierzeniom Ligi. Niech Ra's znajdzie sobie do tego kogoś innego - mówiłam starając się by mój głos, był jak najbardziej zdecydowany. 
-Nie będzie tak źle. Uznaj to za wakacje. W każdej chwili możesz go uśpić i napawać się luksusami lub chociażby zamówić coś do jedzenia na jego koszt. Radziłbym ci bardziej skupiać się na pozytywach -mówił starając się jakkolwiek dotrzeć do mojego rozsądku. Niestety tym razem mu się to nie udało. 
-Jedno słowo. Nu-da -mruknęłam akcentując przeciągle każdą sylabę.- Poza tym zapewne mogłabym go uśpić gdyby nie to, że ze względu na jego pozycję, będzie się kręciło mnóstwo ludzi, przez co na dłuższą metę przysporzyłoby to kłopotów. Ludzie nie są głupi. Przynajmniej nie aż tak bardzo. Chyba.
-Przemyśl to. Jak zwykle działasz pod wpływem emocji. Radzę ci ochłonąć nim zrobisz coś głupiego. - Jego głos był aż nazbyt poważny. Brzmiał prawie jak ostrzeżenie, przed czymś nieuniknionym. Uśmiechnęłam się spoglądając w jego szare oczy, których barwa przypominała niebo przed burzą. Dobrze wiedział, jak rzadko udaję mi się uniknąć kłopotów, a przecież właśnie to starałam się zrobić.
- Wiesz jak jest. Nie ma takich kłopotów, z których bym nie wyszła cało. Poza tym, nie planuję nic głupiego. Po prostu wyjaśnię Ra's'owi jak bardzo wysłanie mnie na tą misję jest głupie- mówiąc to starałam się go wyminąć, jednak Lucas w ostatniej chwili złapał mój nadgarstek. 
- Mari. - Wypowiedział moje imię niskim głosem, równie błagalnym co stanowczym, jakby w tym jednym słowie chciał zawrzeć każde możliwe ostrzeżenie, jakie tylko byłoby w stanie odwieść mnie od wszystkich nieprzemyślanych zamierzeń. Cofnęłam się o krok, delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Przecież mnie znasz - szepnęłam mu do ucha. posyłając w jego kierunku swój specjalny uśmiech. Nie czekając na jego odpowiedź odeszłam, jedynie na moment zerkając na chłopaka przez ramię. Jak się okazało tylko po to, by zauważyć, że Lucas mi się przyglądał z zagadkowym spojrzeniem, jakby wciąż wierzył, że zawrócę. Wokół jego palców przemykały pojedyncze, iskry, co raczej nie wróżyło nic dobrego. Wzięłam głębszy wdech starając się rozluźnić, po czym skręciłam w najbliższy korytarz. Cóż mogłoby pójść źle?
   Gdy tylko moim oczom ukazały się drzwi do gabinetu Ra's al Ghula wiedziałam, że za późno na jakiekolwiek przemyślenia. Ba! Zapewne gdybym się zatrzymała, dopadłyby mnie słowa Lucasa i jeszcze bym zawróciła. Właśnie dlatego weszłam do środka, nie podejmując się trudu, by wpierw zapukać. Najwidoczniej przerwałam rozmowę między Talią, a Głową Demona. W momencie, w którym przekroczyłam próg ich spojrzenia przeniosły się na moją osobę. Ra's, który siedział za biurkiem podpisując jakieś papiery spoglądał, na mnie nagląco, jakby oczekiwał, że szybko wyjaśnię mu powód mojego wtargnięcia, natomiast Talia zdawała się być co najmniej zniesmaczona moim bezczelnym przerwaniem ich uroczej pogawędki. 
- Mam nadzieję, że masz dobry powód, by tu tak wtargnąć- powiedziała kobieta, nim jej ojciec zdążył chociażby otworzyć usta. 
- Oczywiście. Po co miałabym tu przychodzić gdybym nie miała dobrego powodu?- spytałam ironicznie, nawet nie próbując udawać szacunku względem jej osoby. Uśmiechnęłam się pewnie, gdy mój wzrok przeniósł się na Ra's'a. - Przyszłam oznajmić, że nie zamierzam podjąć się misji, którą zamierzałeś mi przydzielić. Jest wiele innych osób, które lepiej się w niej sprawdzą. - powiedziałam, starając się brzmieć jak najbardziej stanowczo i pewnie. 
- Nie przyjmuję twojej odmowy. Przypominam ci, że ślubowałaś pełne posłuszeństwo. Jak długo jesteś w Lidze, tak długo masz obowiązek wypełniać moje polecenia. -Głos Ra's al Ghula zdawał się być bezwzględny i niezłomny, jednak nie zrobił na mnie wrażenia. Mogłam przewidzieć, że nie pójdzie tak gładko.
- Pamiętaj, że zawsze mogę odejść...
- Jak śmiesz! - powiedziała Talia przerywając mi, nim zdążyła jednak powiedzieć coś więcej, Ra's jednym swoim spojrzeniem ją uciszył. Obserwowałam jak pod wpływem jego wzroku, kobieta przełyka nerwowo ślinę, zapewne wyobrażając sobie co mogłoby się stać, gdyby rozzłościła swego ojca. Zabawne.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, z konsekwencji swoich słów. - mówiąc to Ra's zdawał się przewiercać mnie wzrokiem, jakby liczył, że przeproszę i odwołam wszystko co do tej pory powiedziałam. To jednak byłoby zdecydowanie zbyt łatwe. 
- W konsekwencji opuszczę ligę na jakieś dwa sposoby. Pierwszy łagodny, w którym zabieram swoje rzeczy i ruszam siną w dal, drugi podobny, choć po drodze zostawiam pełno ciał twoich wojowników, którzy ośmieliliby się stanąć na mojej drodze. Jak sądzisz, który z tych scenariuszów się sprawdzi? -mówiłam starając się być równie pewna siebie i dumna co on. Jego twarz została jednak niewzruszona, a ja pomału zaczynałam żałować, że nie wzięłam żadnej broni. Cholera. To nie miało pójść w tą stronę. 
- Masz godzinę na opuszczenie placówki. Pamiętaj tylko, że gdy tylko przekroczysz próg, wszelkie twoje powiązania z Ligą zostaną zerwane. Nie będzie odwrotu. Daję ci ostatnią szansę, by wycofać swoje słowa i prosić o wybaczenie za tą zuchwałość. - Przez chwilę milczałam, starając się wszystko przetrawić. Po czym odwróciłam się. Nim jednak wyszłam zerknęłam na niego przez ramię.
- Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać, że pożyczę sobie jeden z helikopterów, prawda?- spytałam sarkastycznie, nawet nie czekając na odpowiedź. 
   Ledwo zamknęłam za sobą drzwi, gdy natrafiłam na spojrzenie szarych tęczówek Lucasa. Odwzajemniłam je zdając sobie sprawę, że podsłuchiwał. Chciałabym by odszedł ze mną. Razem dalibyśmy sobie radę ze wszystkim. Wiem, jednak co by powiedział, gdybym mu to zaproponowała, więc nawet nie próbuję go nakłaniać. Za bardzo nie chcę słyszeć jego odmowy, by chociażby spróbować. Zdaję sobie też sprawę, jak bardzo chciałby bym zawróciła i ten jeden raz zrezygnowała ze swojej dumy. Mimowolnie kładę dłoń na swoim karku, delikatnie go rozmasowując i na chwilę odwracając wzrok, nie za bardzo wiedząc co mam powiedzieć. Przecież to nie jest nasze ostatnie spotkanie, więc czemu mielibyśmy się żegnać? Mija chwila nim znów spoglądam na bruneta, a ten odwzajemnia mój słaby uśmiech. Trochę się rozluźniam, ruszając dalej, jednocześnie pozwalając, by odprowadził mnie aż pod pokój i ledwo powstrzymując się od komentarza, że właśnie wpakowałam się w prawdziwe bagno. 






Maska Sayuri. Jak się podoba?

czwartek, 14 maja 2015

Prolog

Witam w świecie pozbawionym reguł.
Coś takiego jak prawo już dawno straciło znaczenie. To tylko kwestia czasu aż zaczniesz dostrzegać prawdziwe oblicze otaczającego nas świata. Tutaj żeby przetrwać musisz być silny i pod żadnym pozorem nie możesz okazywać słabości. Ludzie są na tyle podli, że wykorzystają każdą nadarzającą się okazję by cię zranić. Nie daj się zwieść tym uśmiechniętym twarzom i życzliwym gestom. To tylko pozory, za którymi ukryte są okrutne intrygi wycelowane prosto w twoje serce. O ile wciąż je masz...
Witam w świecie wiecznej wojny.
Tu nie ma miejsca na litość. Jeśli chcesz żyć, musisz walczyć. Pułapki i ślepe uliczki, które przygotował ci los z dnia na dzień będą coraz cięższe.Więc jeśli myślisz, że najgorsze już za tobą, to dobrze ci radzę- Przemyśl to jeszcze raz. Pamiętaj, że nieuczciwe zagrywki są tu normą. Nie ma ani dnia, ani godziny w której mógłbyś być w pełni bezpieczny. Nie trać więc czujności, bo twoi wrogowie są wszędzie, czekając na twój najmniejszy błąd.
Witam w świecie pełnym kłamstw.
Żelazna zasada: wszyscy kłamią. Rodzina, bliscy, przyjaciele, znajomi-nikomu z nich nie możesz ufać. Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy ile rzeczy przed tobą zataili, ile razy łgali patrząc ci w oczy, jak często działali przeciw tobie. Prawda jest taka, że każdy z nich skłamie gdy tylko będzie miał ku temu powód lub okazję. Nie łudź się, że ktoś będzie z tobą szczery. Nawet jeśli, to na pewno niebezinteresownie. W końcu kłamstwo jest już głęboko zakorzenione w ludzkiej naturze. Jest nieodłączną częścią naszego życia. Nie ma ani jednej osoby która wytrzymałaby bez oszukiwania choć dzień.Kłamstwo dla jednych to tarcza, dla innych sposób na życie. W tym świecie nawet sobie nie można już ufać. Nie wierzysz? Twoja sprawa. Pewnie to też jest kłamstwo. Chociaż, kto wie?
Witam w świecie tajemnic.
Rozejrzyj się wkoło. Pomyśl o osobach, które są tobie bliskie-rodzice, brat, przyjaciółka. Co tak właściwie o nich wiesz? Czy zdajesz sobie sprawę ile rzeczy przed tobą ukrywają? No bo chyba nie myślisz, że mówią ci wszystko? Tutaj tajemnice są na porządku dziennym. Oni wszyscy mają swoje sekretne oblicze, którego zapewne nigdy nie poznasz. Czasem ich sekrety są drobne i nawet gdyby je wyznali nic by to nie zmieniło, innym razem tajemnice te są na tyle duże, że ich ujawnienie mogłoby zburzyć cały twój światopogląd. Czy w takim wypadku chciałbyś je poznać? A może wolałbyś cofnąć czas? Wybacz, ale prawda jest taka, że tu nic nie idzie po twojej myśli.
Witam w świecie pozbawionym uczuć.
 Zastanawiałeś się kiedyś nad sensem uczuć? Tutaj już dawno nazwano je zbędnymi. Niektórzy nauczyli się je ukrywać, inni udawać, paru kontrolować, a nieliczna garstka wciąż wierzy, że są one potrzebne. Do której grupy należysz? Zastanów się nad tym dobrze. W końcu po co ci radość, która minie pozostawiając po sobie jedynie pustkę? Smutek połączony z bólem, którego nie można znieść? Miłość, która uzależnia, a następnie niszczy? Nienawiść, dająca jedynie chaos i zniszczenie? Mam wymieniać dalej?  Emocje jedynie z pozoru wydają się być piękne, tak naprawdę są zabójczą bronią, która wymykając się spod kontroli niszczy wszystko na swej drodze. Właśnie dlatego lepiej z nich zrezygnować, bo tylko będąc w pełni obojętnym możesz zobaczyć prawdziwe oblicze tego co cię otacza.
Witam w świecie pełnym bólu i cierpienia. 
Przychodząc na ten świat zostałeś skazany na cierpienie. W mniejszym lub większym stopniu, ale i tak będziesz musiała stanąć twarzą w twarz z bezlitosnym bólem. Uważasz, że to niesprawiedliwe? I dobrze, bo tak właśnie jest! Nie ważne czy jesteś szlachetnym bohaterem, który bez zawahania odda swoje życie dla dobra świata czy zwykłym psychopatom, dla którego zabijanie i sprawianie bólu jest jedynie zabawą. To jak bardzo będziesz cierpiał jest niezależne od tego kim jesteś. To zwykła loteria, w której nie ma wygranych.
Witam w świecie Cieni.
Idziesz ulicą, jest już późny wieczór, nagle słyszysz jakiś szelest za sobą.Odwracasz się, lecz nikogo nie widzisz. Stoisz bez ruchu starając się wyśledzić jakikolwiek ruch, jednak po dłuższej chwili ciszy wzruszasz ramionami i idziesz dalej. Myślisz zapewne, że ci się zdawało, lub był to wiatr albo jakieś zwierzę, w ostateczności zwalasz na swoją wrodzoną paranoję. Jesteś tego taki pewny? Skąd pewność, że nikogo tam nie było? No tak. Nie byłeś w stanie zauważyć sylwetki ukrytej tuż za rogiem w cieniu. Masz za to moje słowo, że ona dokładnie cię widziała. Bacznie obserwując każdy twój krok. Gdybyś wtedy się nie odwrócił pewnie teraz leżałbyś na ziemi z podciętym gardłem, ale nie martw się. Zagrożenie już minęło. Przynajmniej na razie. Bądź jednak pewny, że wciąż jesteś obserwowany,a pewnego dnia twój fart się skończy. W końcu wypadki chodzą po ludziach. Nieprawdaż? Możesz zapytać "czemu ja?". Odpowiedź brzmi "a czemu nie?". Zapewne widziałeś za dużo lub wiesz o czymś co powinno zostać zagrzebane wraz z twoim ciałem sześć metrów pod ziemią. A może to tylko czyjaś zachcianka? Radze ci się przygotować i nie tracić czujności. Cienie są wszędzie. Nie widzisz ich, lecz oni obserwują cię na każdym kroku. Czasem z ukrycia, czasem jako twój "znajomy" czy "przyjaciel". Pamiętasz, że wszyscy kłamią? Teraz dodaj do tego, że nikomu nie możesz ufać.
Witam w świecie, w którym dobro jest iluzją.
Oczywiście, możesz sobie wmawiać, że coś takiego jak dobro czy bezinteresowność na tej planecie wciąż istnieje. Ja na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna. Rozejrzyj się. Widziałeś kiedyś, żeby ktoś bez zastanowienia, bezinteresownie poświęcił wszystko dla idei? Nawet jeśli, w co wątpię, były to wyjątki lub zbiegi okoliczności. Jeżeli wciąż upierasz się przy swoim to powiedz mi co tak właściwie wiesz o tych mniemanych bohaterach? Uważasz ich za wzór? Sądzisz, że oddali swoje życie by bronić dobra, bo to się dla nich liczy? Że w każdej chwili są tacy wspaniali? Jeśli tak, to jeszcze wielu rzeczy nie wiesz. Oni też mają swoją mroczniejszą stronę, której nie pokazują. I uwierz mi, gdybyś zobaczył ich z tej gorszej strony zmieniłbyś zdanie, ale nie przejmuj się. Jeśli będziesz się mnie trzymał, to obiecuję pokazać ci prawdę. Przekonasz się, że to co uważasz za dobro to tylko iluzja.
Witaj w moim świecie. 
Przeraża cię on? Uważasz, że jest zbyt okrutny lub straszny? Sam jeszcze nie wiesz co tu robisz? Chciałbyś uciec? Tyle, że stąd nie ma ucieczki. Możesz płakać i się załamać lub stawić opór i walczyć o swoje życie. Choć i tak będą ci mówić, że najlepszym wyjściem jest pogodzenie się z sytuacją. Pewnie mają rację. Może w końcu ci się spodoba? Może uznasz, że nie jest tak źle? Może zobaczysz jak bardzo tu pasujesz? Bez znaczenia co wybierzesz i co teraz zrobisz, właśnie stałeś się częścią tego świata, a on twoją i nie masz już odwrotu.